WiKat WiKat
102
BLOG

O powodziach Inaczej

WiKat WiKat Polityka Obserwuj notkę 2
Od ponad 10 lat piszę do możnych tego świata  w tym IV władzy bez skutku i odzewu.
Np. Powodzie  !!  Od lat ten sam lament, że znów deszcz popadał i zalewa drogi , piwnice, że szykują worki i strażacy pompy.
    NA GŁUPOTĘ NIE MA RADY !!!
Moja Piosenka z kabaretu:
5.5.2001
W  panoramie znów nieszczęścia na ekranie.
Deszcz popadał ! Co się teraz z nami stanie ?
Klęska ! – Woda płynie sobie po ulicach.
Jest na polach i na łąkach i w piwnicach.
Oburzenie na to co jest nie ma granic.
Rząd nie działa. Premier ma nas wszystkich za nic.
A w tle rolnik - z  wściekłą na rząd - patrzy miną.
w pole, na rów, którym woda nie chce płynąć.
Pan  reporter kiwa przy tym - mądrze głową,
Że jest źle i nie będzie  już różowo.
 Kiedy powódź była niegdyś, za Millera
W TV było, że to wybryk jest natury.
Rząd jest fajny.  Robi wszystko – jak cholera.
A zawinił – ktoś najwyższy z samej góry.
Na konkluzję - tutaj pomysł mi zaświtał.
Żeby woda mogła spływać. Dość tej zmory.
Rzek i rowów  trzeba pogłębiać koryta !!!
A nie wciąż - sobie robić, dojścia do koryt.
Niech przez Polskę się przetoczy ta myśl prosta.
Jeśli nie chcesz się pod wodę znowu dostać.
To  koryta wciąż pogłębiaj w wolnym czasie.
No a dojścia  - ograniczaj ile da się.
To było za Buzka
 Po powodzi   9. 08. 06r.
Durni ludzie lamentują,
Że wody spadło za dużo.
W suszę - rzek  nie pogłębiali
I skończyło się to burzą.
Noe przed potopem - arkę
Wybudował. Kto  ochotę
Miał, gdy upał - dna pogłębiać ?
Wnet jest kara – za głupotę.
 A Lepper pojechał wtredy rozdawać pieniądze, władze miasteczka  k. Jeleniej Góry zamiast pogłębiać rzekę brały udział za grube pieniądze w jakimś konkursie ekologicznym.
Teraz ta sama sytuacja, gdzieś w Głogówku.
Przez lata pisałem do wszystkich władz np. min. Srodowiska , Urzędów Gospodarki wodnej itp
oraz przeróżnych redakcji listy otwarte. Wydrukował tylko tygodnik "Głos" na całej stronie pt. O powodziach inaczej. ale też bez odzewu.
 Gdy widzę stale te same lamenty a nie ma kto latem pogłębiać rzek i rowów, to szlag mnie trafia.
W załączeniu list otwarty rozsyłany przez lata do różnych insty tucji.

List otwarty
do  Ministra Środowiska
Po powodziach - i co dalej ?
Motto – z mojego wiersza z przed kilku lat:Na konkluzję - tutaj pomysł mi zaświtał.
Żeby woda mogła spływać. Dość tej zmory.
Rzek i rowów  trzeba pogłębiać koryta !!!
A nie wciąż - sobie robić, dojścia do koryt.
Niech przez Polskę się przetoczy ta myśl prosta.
Jeśli nie chcesz się pod wodę znowu dostać.
To  koryta wciąż pogłębiaj w wolnym czasie.
No a dojścia  - ograniczaj ile da się. Niestety ciągle trwają powodzie – nie tylko w Polsce – choć to najbardziej boli, a szkody materialne są olbrzymie. Przez prasę przetacza się fala artykułów dotyczących walki z żywiołem i ubolewań, „że klimat się zmienia”. Od czasu do czasu, któryś z rozsądniejszych klimatologów próbuje tłumaczyć dziennikarzom że obserwacje z paru czy kilkudziesięciu lat to są sekundy w porównaniu do skali geologicznej. W historii ziemi zmiany klimatyczne zdarzały się setki razy i powodowały powstawanie pustyń na miejscach mórz czy jezior bądź odwrotnie.
 Można też w prasie znaleźć nawoływania do podnoszenia wałów, przygotowywania worków z piaskiem, zakupu jeszcze potężniejszych pomp itd.
 Nie słychać natomiast  o tym co robi resort – aby chronić ludzi przed niekorzystnymi zmianami w środowisku. I wydaje się czasami, że głównym zadaniem resortu jest chronienie roślinek i zwierzątek z pominięciem jako mało ważnych - ludzi cierpiących czy ginących pod wpływem zmian w środowisku naturalnym.
 Problem powodzi i ogromnych szkód przez nie wyrządzanych nie bierze się ze zmian klimatycznych, specjalnego pecha – przypadku.
Próby rozwiązywania problemu obejmującego swoim zasięgiem cały glob  metodą oświadczenia: „ że trzeba się było ubezpieczyć”  jak widać nigdzie nie zdały egzaminu. Wszędzie państwa muszą się tym zajmować. Nie wystarcza metoda podawania przez media ostrzeżeń o stanie zagrożenia , czy stanie alarmowym. Należy
usuwać przyczyny, a nie leczyć objawy. Tymczasem nie widać zrozumienia zasadniczych kwestii związanych z „głupią ?”działalnością człowieka w wielkim stopniu przyczyniającą się do katastrofalnych skutków powodzi.
 Z punktu widzenia geologa analizującego tzw. „rzeczny cykl rozwojowy” widać wyraźnie, że nawet znani hydrolodzy czy hydrotechnicy zapominają o zasadniczych naturalnych tendencjach w rozwoju dolin. Po przejściu stadium erozji następuje w końcu stadium akumulacji i wyrównywanie profilu podłużnego cieków przez podwyższanie dna koryt osadem. Wielu wydaje się, że ukształtowanie dolin  następowało tak dawno, że obecny stan jest trwały. Tymczasem - to co w skali przemian geomorfologicznych  wydaję się dość trwałe, w mikroskali potrafi być zmienne.
Istnieje pojęcie procesów „geologiczno-inżynierskich” tj. takich procesów, których powstanie lub intensyfikacja są wywołane inżynierską działalnością człowieka. Do takich należą: osuwanie się zboczy, erozja i akumulacja rzeczna oraz zmiany poziomów wód podziemnych.
 Powodzie  związane są zdaniem autora głównie z akumulacją, podwyższaniem najpłytszego poziomu wód gruntowych i zagospodarowaniem terenów przylegających do cieków. Intensyfikacja tych procesów jest spowodowana nieprzemyślaną działalnością gospodarczą. Procesy te były niegdyś bardzo powolne co objawiało się w popularnym powiedzeniu:” najstarsi ludzie nie pamiętają”, „ za dziadka nie było takich powodzi”. Obecnie obserwuje się ich powtarzanie w cyklu kilku czy kilkunastu lat.Dlaczego powodzie ?Na przestrzeni kilkudziesięciu lat proces akumulacji osadów w korytach rzecznych potrafił doprowadzić do podniesienia ich dna średnio co najmniej o parędziesiąt centymetrów. Wydaje się to nieistotne. Jednak szybkość wody w tym przypadku zmniejszyła się znacznie a za tym i przepływ wody w korytach. Gdy rzeka ujęta jest wąsko wałami przeciwpowodziowymi już przy mniejszym, niż dawniej natężeniu opadów dochodzi do spiętrzenia wody w korytach i powodzi.
Rezultatem takiej sytuacji jest najczęściej podwyższanie wałów workami z piaskiem czy przez nadsypywanie. Po kilku takich zabiegach w ciągu kilkunastu – kilkudziesięciu lat mamy sytuację, że korony wałów są bardzo wysoko, rzeka płynie coraz wyżej, a tereny chronione w przypadku przerwania wałów - katastrofalnie zagrożone. Oczywistym jest też, że stateczność podwyższanych wałów jest coraz mniejsza.
W rzecznym cyklu rozwojowym  sytuacja taka powoduje wytworzenie się nowego koryta przez najniższy teren. W zurbanizowanej rzeczywistości jest to niemożliwe. Teren ten jest zabudowany.
 I tu pytanie dlaczego zabudowany ?
 Otóż  tereny te są zwykle łatwo dostępne, płaskie i tanie.
Wydawałoby się, że we współczesnym świecie istnieją plany zagospodarowania przestrzennego, które powinny te sytuacje uwzględniać. Jednak przykład zabudowania polderu we Wrocławiu, gdzie w czasie powodzi 1997 roku woda podchodziła pod drugie piętra domów – świadczy ciągle o ludzkiej bezmyślności. W parze z tym idzie bezkarność za głupie decyzje.  Nie chodzi już o odpowiedzialność karną czy cywilną. Ale przed społeczeństwem ukrywa się w takich przypadkach nazwiska osób, które takie głupie decyzje podejmowały.  W ten sposób w gronie zainteresowanych nie wiadomo nic o ludziach, którzy zawinili, a otwiera to drogę do dalszych bzdurnych działań.
Trzeba tu przypomnieć, że przed sporządzaniem planu zagospodarowania przestrzennego są lub powinny być wykonywane - opracowania fizjograficzne, które między innymi określają zasięgi terenów zalewowych. Opracowanie takie niewątpliwie w latach pięćdziesiątych było wykonane i dla Wrocławia. A przecież przepisy o wznoszeniu obiektów zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego są w Polsce tak rygorystyczne jak mało gdzie. Więc albo plany zagospodarowania przestrzennego są sporządzane bez uwzględnienia warunków naturalnych (fizjograficznych) albo naciągane do doraźnego „widzi mi się”.
„Świętość” planów zagospodarowania jest łatwo podważana, gdy w grę wchodzą duże pieniądze. Powszechnie są znane związane z tym afery i tysiące nieznanych ale mających miejsce, każdego dnia w Polsce. Problem ten nie jest nowy. Znam fakt z przed 40 lat. W pewnym miejscu na planie miasta namalowano na zielono, że będzie las. Właściciele terenu - rolnicy zostali pozbawieni prawa budowy domów. Nie pomagały żadne argumenty. Prywatnymi kanałami właściciele działek dowiedzieli się, że gdy zbiorą - na owe czasy - ogromną sumę dla projektanta to on zielone wytrze, pomaluje na brązowo i teren będzie budowlany. Do tej pory, w tym miejscu, mimo upływu 40 lat nie ma lasu, tylko są nieużytki.
Przyroda nie bierze łapówek tylko zalewa budynki źle usytuowane bądź usuwa je ze swojej drogi.
Wracając do powodzi. Ulubionym określeniem jest teraz: „opad wyniósł 50 litrów na metr kwadratowy - klęska”. Tu warto sobie uświadomić, że jest to warstwa  5 cm wody, która pokrywa poziomą powierzchnię.  Na płaskim przepuszczalnym podłożu po paru godzinach wsiąka ona nasycając grunt (humus, piasek) na głębokość 30-50cm. Jeżeli teren jest pokryty roślinnością to zatrzymuje ona znaczną część opadu. Inaczej wygląda sprawa na terenach pokrytych nieprzepuszczalną powłoką. Są to dachy, asfalty, betonowe nawierzchnie czy chodniki. Wtedy prawie 100% opadu musi spłynąć do cieków powierzchniowych ( rzek, rowów itp.). Wtedy te 50 l/m2 pomnożone przez ogromne powierzchnie uszczelnionych ulic, placów, parkingów, podwórzy i dachów daje olbrzymie ilości wody które spływając w obniżenia terenu zatapiają wszystko.
Słyszałem wyjaśnienia dyrektora kanalizacji miejskiej, który tłumaczył , że w przypadku dużego opadu rzędu 50 l/m2 odebranie przez kanalizację deszczową wody, w obniżeniach terenu, nie jest możliwe. Jest to znany i oczywisty fakt.
Tak więc coraz więcej uszczelnionych powierzchni sprawia, że wody opadowe zamiast trafić do gruntu i zasilić poziomy wodonośne, czy spłynąć do rzek  za pośrednictwem źródeł zasilających stale cieki (wyrównując przepływy) powoduje powodzie.
Zanalizujmy stan cieków powierzchniowych, które muszą odbierać te duże ilości wód opadowych.
Małe cieki są z reguły zarośnięte i zamulone często zasypywane nawet śmieciami, gdyż przeciętnie prowadzą bardzo niewielkie ilości wody w wyniku zmniejszenia zasilania naturalnego. Większe rzeki są zamulane  osadem i zabudowywane progami  w formie zapór, czy jazów. Zbiorniki zaporowe  w swej funkcji mają również przechwytywanie fali powodziowej, jednak dość szybko bo na przestrzeni kilkudziesięciu lat zostają, szczególnie przy małej wysokości piętrzenia, zasypane osadem i tracą swoje znaczenie. Dotyczy to także starych polskich zbiorników: Rożnowa, Czchowa, czy Włocławka. A „propos” – gdy autor w 1966 r na konferencji poświęconej problemom „Dolnej Wisły” zapytał jak będzie rozwiązany problem zamulania zbiornika Włocławskiego. Usłyszał, że problemów nie będzie, gdyż będzie to cała kaskada. A teraz okazuje się po 30 latach działania zbiornika, że sytuacja jest tragiczna. Nastąpiło  zasypanie osadem części krańcowej cofki już w latach 80 –tych co skutkuje w przypadku mroźnych zim zatorami lodowymi jak to  miało miejsce zimą stanu wojennego. 
Wszystko to sprawia, że przepływy, które bez zalania  terenów przyległych mogą odprowadzić cieki stale się zmniejszają. Stąd narastające poczucie zagrożenia coraz częściej występującymi powodziami. 
Gospodarka naturalna  nawet taka z przed 100lat bardziej dostosowywała się do przyrody niż obecna mimo, że aktualnie istnieją setki a może tysiące instytucji zajmujących tzw. „środowiskiem”. Dawniej - materiały budowlane jak piasek, czy kamienie wydobywano z koryt rzecznych systematycznie je pogłębiając. Dziś władze od gospodarki wodnej potrafią zakazywać tego procederu. Nawet materiał do budowy wałów przeciw powodziowych jest przywożony  z poza doliny. Jadąc niedawno przez Polskę widziałem tylko w jednej gminie w krakowskim prace nad oczyszczaniem i pogłębianiem przydrożnych rowów. Obecnie utarło się, że rowy przydrożne powodują wypadki drogowe, a właściwie jakoś się bez nich można obyć. A tu trzeba dodać – tylko do najbliższych obfitych opadów. Wykonując ekspertyzę przyczyn zabagnienia terenu okazało się, że  zleceniodawca sam zasypał rów przydrożny , żeby mieć wygodniejszy wjazd na posiadłość. Analizując mapy tego terenu od XVIII wieku stwierdziłem, że100 –150 lat temu występowało tu kilka cieków naturalnych i kilka rowów z których ostatnie zostały skreślone z ewidencji zarządu wodnych – melioracji jako nieczynne 20 lat temu. Na niektórych wykonano zabudowania. Ewenementem jest przypadek w Łodzi gdy na drodze nad ciekiem gdzie był most drogowy właściciel terenu przyległego zasypał ciek jako okresowo suchy. Prawo wodne praktycznie w  sytuacji mniejszych cieków jest kompletnie nie przestrzegane.Dla naprawy istniejącego stanu wyobrażam sobie:
1) przełamanie tendencji do  zamulania koryt  przez systematyczne ich pogłębianie
2) nakaz pobierania gruntu do nadsypywania wałów z dna rzek
3) obowiązek czyszczenia i pogłębiania rowów przez władze miejscowe nawet w trybie „szarwarku”;
4) obowiązkową analizę planów zagospodarowania przestrzennego pod kątem usytuowania obiektów ( nie w liniach ściekowych terenu, czy obszarach zalewowych).
5) ograniczenie zabetonowywania Polski przez ustalenie obowiązku tworzenia miejsc umożliwiających infiltrację wody w grunt, na większych zabetonowywanych powierzchniach.
6) analizę istniejących  małych zlewni na terenach podgórskich pod kątem możliwości spływu deszczy nawalnych.
Jest to rozumie się nie wszystko co należałoby moim zdaniem zrobić. Wydaje mi się to najważniejsze.  Nie można dopuszczać do tworzenia się przekonania o nieuchronności powodzi jako nieszczęścia losowego.W tej sytuacji zwracam się do Pana Ministra z prośba o publiczne przedstawienie całokształtu działań mających na celu uchronienie społeczeństwa przed skutkami powodzi.Móje listy czy Uwagi nigdy nie spotkały się z jakimkolwiek odzewem poza publikacją w Głosie p. Macierewicz chyba w 2005 roku.Najprościej nie przyjmować zła do wiadomości i wykazywać niechęć choćby do najprostszych działań, jak wydanie zarządzenia o pobieraniu materiału do nadsypywania wałów z dna rzek.Jedno zarządzenie w latach 60-70-tych o konieczności pobierania wody z rzeki  przez użytkowników poniżej miejsca zrzutu ich własnych ścieków rozwiązało problem oczyszczenia Tamizy z zanieczyszczeń przemysłowych. Każdy choć odrobinę myślący człowiek zdaje sobie sprawę, że zamulanie nawet tylko o 2cm rocznie dna rzeki powoduje, że po 100 latach woda płynie 2m wyżej.A przecież nie ma możliwości podnoszenia wybudowanych obiektów !domów ,ulic mostów,  do góry.Ale nasze wykształciuchy są uczone, ale nie rozumne. A niewykształceni młynarze dawniej lepiej dbali o gospodarkę wodną na swoich rzekach niż wszystkie obecne zarządy, dyrekcje czy instytuty, a piaskarze pogłebiali dna  używając piasek na budowy.  I to wszystko.  
 
WiKat
O mnie WiKat

spokojny, czasem złośliwy z hasłem : Prawda satyry się nie lęka zarówno w wierszach jak piosenkach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka